Karolina Gutowska

 

W ramach I Międzynarodowego Kursu Skrzypcowego im.Tadeusza Wrońskiego w Nałęczowie odbył się cykl koncertów „Mistrz i uczeń”. Formuła zakładała, iż przez pięć wieczorów uczestnicy kursu będą mieli okazję wystąpić przed recitalem danego przedstawiciela kadry profesorskiej.  8 sierpnia, podczas pierwszego wydarzenia tej serii, początkowa część koncertu zakończyła się bardzo szybko – udział w niej wzięło bowiem tylko trzech uczniów. Było to jednak sytuacją dość przewidywalną ze względu na to, iż kurs rozpoczął się zaledwie jeden dzień wcześniej. Wkrótce na scenie Nałęczowskiego Ośrodka Kultury pojawił się mistrz – tego wieczoru był nim charyzmatyczny ukraiński skrzypek Dima Tkachenko, wychowanek m.in. Yfraha Neamana, prowadzący aktywne życie koncertowe szczególnie w Europie, Azji i obu Amerykach, łączący je z rolą pedagoga oraz jurora konkursów skrzypcowych, a także lutniczych. W programie recitalu znalazły się dwie pozycje: I Sonata skrzypcowa A-dur op.13 Gabriela Fauré oraz Fantazja na tematy z opery „Carmen” Franza Waxmana. Ekspresyjny to chyba najlepsze słowo na określenie tego artysty

– dotyczy to nie tylko jego interpretacji i sposobu gry, ale także ruchu i ogólnie pojętej prezencji scenicznej. Wybrane przez niego dzieła dawały mu zatem możliwość pokazania w pełni swego żarliwego stylu wykonawczego, który poza perfekcją techniczną skupiał się głównie na sile artystycznego wyrazu. Pierwsze dwie części Sonaty mają dość dramatyczny wydźwięk, natomiast pogodna i nieco żartobliwa III część rozładowuje to napięcie. Powraca ono jednak co chwilę  w ostatniej, IV części, by ostatecznie podsumować dzieło i zakończyć je mimo wszystko we wdzięczny sposób. Skrzypek bardzo dobrze oddał te zmienne charaktery, łatwo dawały się odczytywać wszystkie nagłe zmiany i kontrasty. Na podkreślenie zasługuje na pewno bardzo wyrazista artykulacja, dostrzegalna szczególnie w III części Sonaty, a także rola fortepianu (przy którym zasiadł Robert Morawski), którego partia jest właściwie równie trudna i ważna jak partia skrzypiec. Popis swojego warsztatu ukraiński mistrz dał również w drugim utworze, owianym wśród skrzypków sławą jednego z najtrudniejszych i posiadających momenty na granicy wykonalności. Oczywiście dla tak doświadczonego artysty nie stanowiło większego problemu zagranie tego dzieła w taki sposób, aby widz nie mógł się domyślić jak wysoką jest jego trudność techniczna – dlatego z przyjemnością można było śledzić rozwój poszczególnych tematów czy fraz w kantylenie, które płynęły niezakłócane zbędnym zdenerwowaniem wynikającym z nadchodzących utrudnień. Styl gry tego artysty, połączony z wybranymi utworami, powodował, że słuchacz był w ciągłym napięciu emocjonalnym i gdyby rzeczywiście był to pełnowymiarowy czasowo recital (około półtorejgodzinny), mogłoby być problemem utrzymanie skupienia lub nawet uczucie zmęczenia takim sposobem wykonawczym; jednak koncert w przyjętej tutaj formie pozostawiał widza z uczuciem satysfakcji, a nie przesytu. Jedynym zagadnieniem, co do którego można by mieć pewne zastrzeżenia, był rodzaj atakowania dźwięku – często trochę zbyt forsowny, wynikający zapewne z przyzwyczajenia artysty do akustyki większych sal, które wymagają innego rodzaju gry niż ta w Nałęczowie. Pomimo to, Dima Tkachenko jest bezapelacyjnie muzykiem prezentującym wysoki poziom wykonawstwa, a do tego bardzo wyrazistą osobowością sceniczną, co do której nie można pozostać obojętnym.

https://scontent-frt3-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/13939337_1004715549648605_7062920833173124937_n.jpg?oh=a1bcf3b473717ffc3397bc39c008da50&oe=5813CC44

Karol Furtak

Drugi koncert (8 sierpnia), w ramach I Międzynarodowego Kursu im. Tadeusza Wrońskiego, był w zasadzie pierwszym z cyklu koncertów promocyjnych „Mistrz i Uczniowie”. Jako Mistrz wystąpił Dima Tkachenko, skrzypek, absolwent Ukraińskiej Narodowej Akademii Muzycznej i Giuldhall School of Music and Drama w Londynie. Artysta, jak do tej pory, z powodzeniem koncertował w Europie, Azji i obu Amerykach oraz zdobył liczne laury na konkursach skrzypcowych. Aktualnie, jako wykładowca w swojej alma mater zdobywa sukcesy pedagogiczne, czego wynikiem jest zapraszanie go do jury w najbardziej prestiżowych konkursach na całym świecie. Jest także jednym z założycieli i dyrektorem artystycznym Międzynarodowego Konkursu im. Benjamina Brittena w Londynie. Przy fortepianie, towarzyszył mu, znany z koncertu inauguracyjnego, Robert Morawski. Zanim jednak Mistrz oczarował widownię, wystąpili wytypowani przez Profesorów prowadzących Kurs uczniowie.  Jako pierwsi, na scenie Nałęczowskiego Ośrodka Kultury stanęli Wiktor Lisowicz, Tinatin Koberidze oraz Yuliia Danyliv. Zagrali oni kolejno: część I Koncertu e-moll Anatolija Komarowskiego, Indroduction et Rondo Caprocioso Op. 28 Camilla Saint- Saënsa oraz Tzigane na skrzypce i fortepian Maurica Ravela. Po występach adeptów sztuki wiolinistycznej, nadszedł czas na występ Mistrza. Jako pierwszy utwór, Tkachenko wykonał trzy części Sonaty skrzypcowej A-dur op. 12 Gabriela Faure, dzieła popularnego jako niezwykle liryczne i wymagające pod kątem technicznym. Część pierwsza, z licznymi, ruchliwymi figuracjami, jest w swoich charakterze jednolita. Jej urok wynika z licznych pokazów krótkich odcinków, po wielokroć repetowanych. Dzięki wyjątkowo zróżnicowanej przez Dimę Tkachenko dynamice, powtarzalność tych nadrzędnych elementów stała się dla ucha impulsem do kontemplowania emocjonalnych wrażeń, którymi nacechowana jest ta kompozycja. Część powolna opiera się na licznych figuracjach, jednak ucho słuchaczy przykuwa przede wszystkim swoistym lawirowaniem między klimatem walca i barkarolli. Tutaj, Tkachenko popisał się swoją niecodzienną muzykalnością, która przełożyła się na tę interpretację z zaskakującym efektem. W części trzeciej, skrzypek miał z kolei okazję zaprezentowania swojej sprawności technicznej w szybkich tempach. Po dwóch liryczno – dramatycznych ustępach przyszedł wreszcie czas na efektowność realizacji skomplikowanej, skąd skądinąd, rytmicznie partii. W ten utwór, dobrze znany wszystkim miłośnikom literatury skrzypcowej, Tkachenko tchnął nieco świeżego ducha, co stanowi odzwierciedlenie jego brawurowej osobowości artystycznej. Potwierdzeniem tej tezy okazał się kolejny wykonany przez niego utwór. Była to Fantazja „Carmen” Franza Waxmana. Waxman znany był z niecodziennych rozwiązań kompozytorskich. Jego kariera skupiona wokół muzyki filmowej nastawiona była na tworzenie utworów emanujących wręcz wyrazistością – niemal każda z jego kompozycji wprawia słuchacza w osłupienie i podziw. Tak też jest z Fantazją. Utwór, nie dość, że iście brawurowy, łatwo kojarzony jest przez publikę z wielkim dziełem George’a Bizet. Tematy tej opery ujął kompozytor w nietypowy, miejscami nieco ironiczny sposób. Dzięki temu właśnie Dima Tkachenko, który bezpardonowo poradził sobie z licznymi efektywnymi skokami i innymi nagromadzonymi tu trudnościami, mógł swobodnie bawić się dynamiką, agogiką i zaprezentować swoje wyjątkowe możliwości artykulacyjne. Zdecydowanie udowodnił tym, że repertuar, którego interpretacja stanowi rodzaj wyzwania, dając tym samym sposobność do uwolnienia drzemiących w artyście emocji i ambicji, jest tym, czego poszukuje w swojej ścieżce zawodowej. To także w tym utworze, najwięcej zaimponował  publiczności

Robert Morawski. Dialogi, prowadzone w Fantazji ze skrzypcami, wymagają od pianisty wiele erudycji muzycznej i co najmniej doskonałego zrozumienia materii dźwiękowej. Morawski poradził sobie z tym z klasą, tworząc ze skrzypkiem interpretację, która zapadnie w pamięć na długo. Te przerysowane fragmenty, które zdają się potrzebować najwięcej koncentracji nie stanowiły dla pianisty problemu – wydawać by się mogło, że obaj artyści występują ze sobą długie lata. Dzięki temu, słuchacz po prostu płynął przez kolejno pojawiające się tematy nie odczuwając ani krzty dysonansu, jaki może wynikać ze skomplikowania partii. W Sonacie zaś ujmowała staranność, z jaką Morawski realizował kolejne frazy. W utworze tak lirycznym, w którym fortepian nie stanowi tła, a przyjmuje na siebie także partie tematyczne, osiągnięcie interesującego brzmienia wymaga ogromnego zrozumienia sposobu, w jaki Faure traktował dźwięk, a w szczególności jego barwę. To właśnie ona stanowi kluczowe zagadnienie w interpretacji tej sonaty. Osiągnięcie oczekiwanej barwy dźwięku, na bardzo zniszczonym już instrumencie, jaki akurat znajdował się w Sali koncertowej graniczy z cudem. Jednak Morawski, dołożył wszelkim starań, by we fragmentach piano nie pozbawić dźwięku głębi, by wyraźnie położyć nacisk na melodyjność fraz o zabarwieniu lirycznym, by podkreślić wszelkie niuanse powodujące różnicowanie kolejnych ustępów utworu – dzięki temu właśnie przedstawioną na poniedziałkowym koncercie  Sonatę obierało się jako swoistą jedność w różnorodności. Wrażliwość obu muzyków zagwarantowała zróżnicowanie poszczególnych części, tematów, fraz, motywów, a ich pieczołowitość i czujność dała wrażenie prezentowania spójnej idei interpretacyjnej. Program tak efektywny i bogaty w odcienie interpretacyjne zdecydowanie można zaklasyfikować jako światowy. Obaj artyści, tak swobodnie ze sobą muzykujący, nie tylko zaprezentowali te utwory – dołożyli oni wszelkich starań, by ich odbiór napawał ucho chęcią pozostania na sali i wsłuchiwania się w kolejne części koncertu albo ze względu na chęć podziwiania wirtuozowskich możliwości Tkachenki i Morawskiego, albo ze względu na niedosyt wrażeń estetycznych.